zdecydowanie wolę 'Niepokonanego Seabiscuita' od 'Niezwyciężonego Secretariata'. W tym pierwszym udało się uniknąć pseudobohaterskiego zadęcia i melodramatycznego kiczu, chociaż oba filmy są o koniach wyścigowych, więc siłą rzeczy musi być coś o rywalizacji.