Pamiętam, jak mając kilka lat widziałem Trona na TVP 2, to była jakaś sobota. Niewiele zapamiętałem z fabuły filmu, ale wyrył mi się obraz Trona walczącego w wojnie na dyski.
Kilka lat później w czołówce disnejowskiej na TVP 1 widywałem właśnie ten fragment.
Kilka kolejnych lat później do kin wszedł Tron: Dziedzictwo. Nie przejąłem się tym, chociaż rozważałem pójście na niego. W zwiastunie mówili, że to kontynuacja, więc szybko pogrzebałem w sieci i odkryłem, że to kontynuacja właśnie Tego filmu. W minione wakacje obejrzałem Trona. Po raz pierwszy świadomie i z własnej chęci.
Zaczarował mnie. Pomijam już poziom efektów specjalnych, które "wgniotły mnie w fotel", pomijam pomysły na dyski i światłocykle, na czołgi, recognizery i wygląd świata, pomijam, bo pisanie o tym jest bez sensu, to trzeba zobaczyć!
Świetny Jeff Bridges, zacny pomysł i rozważania technologiczne na 30 lat do przodu? Cyfryzacja owocu, myślące maszyny i dotykowe ekrany, szczerze? Jestem pod niesamowicie wielkim wrażeniem.
Tron to klasyk, świetny klasyk. Zachwycił mnie od początku do samego końca, który oglądałem z bananem na twarzy.
Dziedzictwo nie przyćmiło oryginału, owszem, świetne efekty specjalne, ogólna kolorystyka filmu, wybitna muzyka, dobrzy aktorzy (ach ta Olivia), ale... To jednak nie to samo.
Może to dziwne, że mam 16 lat i oglądając filmy z lat osiemdziesiątych przyznaję, ze są dużo lepsze od dzisiejszych, ale tak jest. Tron, Labirynt, Krull, Legenda. Moje pokolenie wyśmiałoby te filmy, a ja je uwielbiam, są piękne i niosą w sobie "to coś", czego większość nowych filmów nie ma.