W pewnym momencie myślałam, że film skończy się śmiercią Otisa lub Jean. Wydawało mi się, że Otis po zgubieniu Buddy'ego w barze, z rozpaczy zapije się na śmierć. Jeśli chodzi o Jean to myślałam, że ukrywa jakąś chorobę bo bardzo ostrożnie wchodziła w związek z Otisem. Jednak film się zupełnie inaczej skończył. Oczywiście mnie też dziwi postawa Jean, która nie dała szansy Otisowi ani sobie na szczęście. Z drugiej strony jednak dała Otisowi siłę i motywację - dla niej poszedł na odwyk, dla niej chciał się zmienić i w końcu pod jej wpływem napisał piękną piosenkę. Ale mimo wszystko uważam, że powinna mu wybaczyć. Jeden wypadek nie powinien wszystkiego przekreślać-był jak uderzenie w głowę dla Otisa, zrozumiał co musi zrobić. Ale miejmy nadzieję, że będzie to dla niego początek nowego życia, także na scenie...
Ja myślę, że ona po prostu nie wierzyła, że Blake się rzeczywiście zmienił. Sądziła, że poszedł na odwyk pod wpływem impulsu, wywołanego utratą Jean, a gdy do siebie wrócą, gdy znów nastąpi mała stabilizacja, Blake wróci do picia. I... kto wie, może by i tak było. Może - paradoksalnie - odmowa Jean była tym, czego Blake potrzebował. A potem, cóż, Jean kogoś poznała, Blake zaczął odnosić sukcesy. W pewnym momencie życia byli dla siebie bardzo ważni, oboje coś z tej relacji wynieśli, dla Blake'a był to punkt zwroty życia. To dużo, więcej niż niektórzy otrzymują w stałych, długoletnich związkach. :)
W tym filmie podoba mi się właśnie brak typowo hollywoodzkiego happy endu. To znaczy ten happy end jest, ale nie taki, jakiego większość by się spodziewała. :)