Dużo Tarantino, trochę Rodrigueza, trochę rodziny Mansona, dużo retrosentymentu, jeden motyw trochę z modlitwy za Owena. Plus kilka patetycznych amerykańskich scen. Jednym słowem - nic oryginalnego, co więcej (mnie) ta odtwórczość przeszkadzała. Ogląda się w miarę dobrze, ale od pewnego momentu bardzo przewidywalny. Nie dziwię się, że Russel Ce odmówił udziału.